31 grudnia 2017

#22 Top filmów obejrzanych w każdym miesiącu 2017

Małe podsumowanie odchodzącego roku. Ostatecznie zamiast dziesięciu najlepszych zdecydowałam się na wybranie najlepszych filmów każdego miesiąca.

STYCZEŃ: La La Land (Damien Chazelle, 2016)



Ten film to musical doskonały, może właśnie dlatego, że tak blisko mu do dramatu. Wciąż podchodzę do niego niezwykle emocjonalnie, bo wiem, że jeśli go włączę, wszystkie te uczucia znowu we mnie uderzą. Rewelacyjne główne role Ryana Goslinga i Emmy Stone, do tego doskonała ścieżka dźwiękowa Justina Hurwitza, która wciąż pozostaje wysoko na moich listach odtwarzania i nawet teraz, wiele miesięcy po jego obejrzeniu, przywołuje do mnie uczucia z seansu.  

LUTY: Przełęcz ocalonych (Mel Gibson, 2016)



Luty był ciężkim miesiącem pod kątem wybrania najlepszego z obejrzanych w jego trakcie filmów, głównie z powodu nadrabiania Oscarowych zaległości. I mimo że Manchester by the Sea (Kenneth Lonergan, 2016) i Aż do piekła (David Mackenzie, 2016) zasługują na to miejsce równie mocno, ostatecznie padło na Przełęcz ocalonych (Mel Gibson, 2016), głownie z powodu osobistych sympatii. Świetna rola Andrew Garfielda, chwytliwa, trzymająca w napięciu historia i świetnie nakręcone sceny batalistyczne.

MARZEC: Zeszłego roku w Marienbadzie (Alain Resnais, 1961)



Niesamowity klimat, cudowne kostiumy, piękne kadry. Do tego klimat z pogranicza jawy i snu, nie do podrobienia. Obraz być może nie dla każdego, ale mi wyjątkowo przypadł do gustu.

KWIECIEŃ: Tootsie (Sydney Pollack, 1982) 



Ten film to jeden wielki popis umiejętności aktorskich Dustina Hoffmana, który sprawnie lawiruje między rolą aktora i aktorki, ponieważ jako mężczyzna, a w dodatku aktor charakterystyczny, nie był w stanie znaleźć zatrudnienia. Bardzo dobre aktorstwo również na drugim planie. Przezabawny scenariusz, który pod przykrywką humoru stara się przemycić pewne prawdy o płciach, o których zwykle nie chcemy mówić. 

MAJ: Antiviral (Brandon Cronenberg, 2012)



To kolejny miesiąc, z którym mam spory problem, bo widziała w nim kilka bardzo dobrych filmów. Ostatecznie zdecydowałam się jednak na Antiviral, który zwyczajnie najbardziej wstrzelił się w moje gusta, mimo że inne filmy są obiektywnie od niego lepsze. Recenzja TUTAJ

CZERWIEC: Lawrence z Arabii (David Lean, 1962) 



Epicki film, całkowicie zdominowany przez wielkiego aktora, który zdecydowanie nie imponował swoim wzrostem, nadrabiał za to niesamowitą charyzmą. Dzieło, pomimo swojej długości, ostatecznie trwa niespełna cztery godziny, nie ma w nim dłużyzn, a cały film nakręcony jest z wielkim rozmachem. Efekty specjalne ani trochę się nie zestarzały, mimo że obraz Leana ma już 55 lat.  

LIPIEC: Metropolis (Fritz Lang, 1927) 



Mimo swojego wieku, to film wciąż aktualny i nadal zdumiewający swoją widowiskowością. Nawet dzisiaj wygląd miasta czy androidów zaskakuje. Nawet jeśli nie przepada się za kinem niemym, bo chociaż przesadna ekspresja może trochę odstraszać, to dzieło zdecydowanie jest do zobaczenia dla każdego, tym bardziej, że wiele współczesnych filmów się do Metropolis odnosi. No i nie zapominajmy, że właśnie na androidzie z Metropolis był wzorowany C-3PO z cyklu Gwiezdnych wojen

SIERPIEŃ: Dunkierka (Christopher Nolan, 2017)



To zdecydowanie jeden z najlepszych filmów tego roku. No i Christopher Nolan, jak zwykle doskonały. Recenzja TUTAJ.

WRZESIEŃ: A Ghost Story (David Lowery, 2017) 



Odrobinę surrrealistyczna pozycja wybitnie artystycznego kina, której jakoś udało się przebić do głównego nurtu. Minimalistyczne, klimatyczne, kameralne kino. Recenzja TUTAJ

PAŹDZIERNIK: Twój Vincent (Dorota Kobiela, Hugh Welchman, 2017)



Film, który absolutnie mnie zaskoczył. Oczywiście pozytywnie. Wielka duma i szacunek, szczególnie że to polska koprodukcja. Wielkie nadzieje na Oscara. Recenzja TUTAJ.

LISTOPAD: Ja, Godard (Michel Hazanavicius, 2017) 



Recenzja tego filmy wciąż czeka na swoją kolej, ale w tym zestawieniu wprost nie mogłam go pominąć. To wspaniała laurka dla Nowej Fali, utrzymana w typowym dla Godarda schemacie kolorystycznej triady. 

GRUDZIEŃ: Bulwar Zachodzącego Słońca (Billy Wilder, 1950)



Ten film jest kwintesencją klasycznego kina. Rewelacyjna Gloria Swanson w autokatykaturalnej roli, ciągłe odniesienia do kina niemego i jego gwiazd, a kilka z nich ma nawet w filmie swoje cameo. Geniusz Wildera wyziera z każdej klatki filmu. Obowiązkowa pozycja dla każdego fana kina, nie tylko niemego (choć tym, ze względu na ilość nawiązań, film sprawi na pewno największą frajdę).

Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x