Scenariusz: oryginalny
Muzyka: Daniel Hart
Zdjęcia: Andrew Droz Palermo
Film Davida Lowery’ego absolutnie mnie zachwycił. Ale doskonale rozumiem, że nie wszyscy będą podzielać moje zdanie. Bo z pewnością nie jest to film dla każdego. Pełno w nim bardzo długich ujęć i niemych scen w których główną rolę odgrywa muzyka, stanowiąca doskonałe tło dla stojącego bez ruchu, odzianego w prześcieradło Casey’ego Afflecka. Co ciekawe, całość jest podana w formacie 4:3, z zaokrąglonymi rogami, co już samo w sobie, nie wszystkim może przypaść do gustu, bo stoi w dość dużej kontrze do tradycyjnego formatu kinowego. W ogóle obraz jest dość eksperymentalny, pozornie niezwykle prosty, a tak naprawdę mający bardzo wiele do powiedzenia.
Na pierwszy rzut oka fabuła jest prosta jak budowa cepa – młode małżeństwo mieszka sobie w domu, z którego ona chce się wyprowadzić, ale on już mniej. A potem on umiera. I po pewnym czasie marzenia obojga się spełniają, bo ona się wyprowadza, a on zostaje. Proste? Proste.
Tak naprawdę fabuła nie ma w filmie zbyt dużego znaczenia, bo większość dzieje się w naszych głowach. A Ghost Story w niesamowity sposób pokazuje, że w perspektywie wieczności jesteśmy niczym (co tylko podkreśla długa dywagacja na ten temat podczas imprezy, którą zorganizowali jedni z kolejnych lokatorów domu), jak również to, że po śmierci (jeśli istnieje jakieś życie po życiu) czas raczej będzie płynął inaczej, niż dla żywych. Mnóstwo jest bowiem w obrazie scen, kiedy wystarczy mrugnięcie okiem, by minęły dziesiątki lat.
Jedynym aspektem, co do którego żałuję, że nie został on bardziej rozwinięty są interakcję z drugim duchem, mieszkającym po sąsiedzku. Chociaż z drugiej strony, nie jestem wcale taka pewna, czy rozbudowanie tego wątku przysłużyło by się temu obrazowi, czy wręcz przeciwnie, odebrałoby mu otoczkę tajemniczości i niedopowiedzeń. Bo właściwie historia drugiego ducha jest pięknym nośnikiem innego przesłania, ponieważ duch czeka na kogoś, ale czeka już tak długo, że nawet nie pamięta na kogo.
Na dużą uwagę zasługuje w filmie muzyka, która ma bardzo duży udział w budowaniu historii. Jest bardzo klimatyczna, wpadająca w ucho, dająca rewelacyjne tło dla poszczególnych kadrów. No i jeszcze I Get Overwhelmed – piosenka autorstwa Dark Rooms, którą w fabule napisał bohater grany przez Afflecka… perełka.
Zdjęcia są bardzo klimatyczne, doskonale pasują do całokształtu historii i świetnie podkreślające odpowiednie akcenty. Kolory są stonowane, niektóre wnętrza są dojmujące swoją pustką, ale to wszystko świetnie wpasowuje się w A Ghost Story, które przecież jest historią o monotonności, upływającym czasie i pustce.
Aktorsko jest poprawnie i naturalnie, chociaż tak naprawdę nie należy się spodziewać cudów – Rooney Mara stosunkowo szybko schodzi nam z ekranu, natomiast Cassey Afleck, dokąd przywdziewa prześcieradło… zbyt wiele pokazać nie może. Ale mimo wszystko obie kreacje są warte zauważenia, bo nie każdy Oscarowy aktor zgodzi się na granie ducha w prześcieradle, które tak bardzo ogranicza jego aktorskie możliwości, i nie każda aktorka będzie w stanie zjeść naraz, w ciągu ledwie kilku minut zjeść całą tartę.
To nie jest film, który jest prosty w odbiorze i którym można się zachwycić oglądając go jednym okiem. To jeden z tych obrazów, którym trzeba poświęcić chwilę, przy których trzeba się skupić i dać się ponieść wskazówkom podsuwanym przez twórców. Bo nie ma tutaj żadnej łopatologii, która zrobi to za nas. Niesamowity, klimatyczny, artystyczny film.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz