Scenariusz: oryginalny
Muzyka: Benj Pasek, Justin Paul
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Król rozrywki nie dość, że już zgarnął trzy nominacje do nachodzących Złotych Globów, dodatkowo odróżnia się od typowego kinowego musicalu tym, że nie jest filmową adaptacją broadwayowskiej sztuki, a projektem, który od początku do końca został zaprojektowany i stworzony z myślą o ekranie.
Ciężko o lepszy temat na musical niż droga do sukcesu osoby, która uważana jest za ojca showbiznesu i założyciela pierwszego na świecie cyrku. P.T. Barnum, mimo że wywodził się znikąd i od małego musiał borykać się z wieloma problemami, swoim uporem doszedł na szczyt. Bez wątpienia, gdyby żył dzisiaj, również prawie cały świat znałby jego imię.
Realizacja wyszła rewelacyjnie, chociaż z pewnością daleko jej do bycia filmem biograficznym; to bardziej historia inspirowana życiem P.T. Baumana, wybrano z niej co ciekawsze fragmenty i połączono w spektakularną całość.
Popisy wokalno-taneczne stoją na niezwykle wysokim poziomie, zalewając odbiorcę falą wrażeń. Dzieje się dużo, z przytupem i ogromną ilością mocnych kolorów, a stylistyka przywodzi na myśl filmy Baza Luhrmanna. Wiele w tym nawiązań do klasycznych musicali, ale w typowo nowoczesnej oprawie w stylu pop, gdzie występy taneczne przywodzą na myśl bardziej teledyski niż klasyczne popisy Freda Astaire’a czy Gene’a Kelly’ego. Warto zwrócić uwagę na znaczenie rytmu w tym filmie, który w większości piosenek wykonywanych przez Baumana i jego trupę czy w sekwencji otwierającej związana jest po prostu z wystukiwaniem uderzeń o podłogę, co można odebrać poniekąd jako nawiązanie do stepowania.
Nowoczesne aranżacje to jednak nie wszystko – film bowiem stara się przekazać niezwykle ważne przesłanie, że marzenia mogą się spełniać, jeśli odważymy się zaryzykować i będziemy wystarczająco długo dążyli do celu. To również obraz, który mimo swojej widowiskowości porusza ważne problemy niedopasowania do otaczającego świata, podziałów rasowych czy wykluczenia społecznego.
Jedną z największych zalet filmu jest doborowa obsada. Film kradnie oczywiście Hugh Jackman, który znajduję się w swoim żywiole – rola P.T. Barnuma wydaje się, jakby była dla niego stworzona. Partneruje mu Michelle Williams, która sprawnie dotrzymuje mu kroku. Troszkę odstaje od nich Zac Efron w roli Phillipa Carlyle’a, dramatopisarza z wyższych sfer, który przyłącza się do Barnuma – może wynika to z doboru repertuaru, albo naleciałości związanej z jego wcześniejszą karierą musicalową, która w pewien sposób rzutuje na jego postać w najnowszym filmie.
Król rozrywki to niespełna dwie godziny świetnej zabawy. I choć stylistyka jest lekko kampowa, a utwory bardzo współczesne, przez cały ten czas ciężko oderwać oczy od ekranu. A rewelacyjny Hugh Jackman sprawia, że film z dużą szansą przypadnie do gustu nawet tym, którzy za musicalami nie przepadają.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz