Scenariusz: inspirowany prawdziwą historią
Muzyka: Dario Marianelli
Zdjęcia: Salvatore Totino
Film opowiada o tragicznej wyprawie na Mount Everest w maju 1996 roku, podczas której zginęło piętnastu wspinaczy. W trakcie projekcji stale towarzysząca nam świadomość, że historia jest całkowicie oparta na faktach, co tylko sprawia, że całość jeszcze mocniej na nas oddziałuje.
Jon Krakauer, dziennikarz magazynu Outside wyrusza na szczyt wraz z Robem Hallem (Jason Clarke), właścicielem firmy Adventure Consultants, zajmującej się komercyjnym organizowaniem wypraw na najwyższe szczyty. Ale to, co miało być rutynową wyprawą przyjęło zupełnie nieoczekiwany obrót i zamiast artykułu, powstała na jej temat cała książka, pod tytułem Wszystko za Everest.
Film odtwarza wydarzenia tamtego dnia bardzo wiernie, momentami przypominając wręcz fabularyzowany dokument. Brakuje tutaj zagrań typowych dla kina katastroficznego – nie uświadczymy tu skakania (koniecznie w slow motion!) przez lodowe rozpadliny, heroicznych poczynań ani nagłych zwrotów akcji czy ratowania życia w ostatnim możliwym momencie, gdy zdążyliśmy już postawić na postaci krzyżyk. Podkreśla to też kreacja bohaterów, starająca się ich sprowadzić do roli zwykłych ludzi, którzy po prostu chcą zdobyć szczyt. Jon Krakauer w jednym ze swoich przebłysków dziennikarstwa zadaje pozostałym uczestnikom wyprawy pytanie: dlaczego? Żaden z nich nie udziela jasnej i prostej odpowiedzi. I to jest właśnie pytanie dla nas, widzów, by się zastanowić: dlaczego właściwie się na to decydują? I czy tak naprawdę warto.
Everest bardzo mocno manipuluje emocjami widza. Początek jest pogodny, himalaistom dopisują humory, pogoda i wspaniałe widoki, bez większych problemów docierają do obozu pierwszego u podnóża góry, który aż tryska wielokulturowością i kolorami. Ale im dalej, tym więcej problemów, które zakłócają ten pozorny spokój – Everest jest zatłoczony jak nigdy dotąd, okazuje się, że wielu ze wspinaczy jest zupełnie początkujących, na trasie pojawiają się korki, które skutkują bardzo długimi oczekiwaniami, mogącymi doprowadzić do tragedii. Napięcie rośnie z każdą chwilą, a słabe przygotowanie tras ani trochę w tym wszystkim nie pomaga.
Ostatecznie jednak to góra ma ostatnie słowo – nawet gdyby wszyscy byli świetnie przygotowani, mogłoby się zakończyć podobnie. Poniekąd każda klatka Everestu stara się nam pokazać, że jako ludzie jesteśmy niczym w starciu z naturą.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz