Scenariusz: na podstawie baśni
Muzyka: Alan Menken
Zdjęcia: Brendan Galvin
Królewna Śnieżka, czy w wersji oryginalnej Mirror, Mirror, to kolejna adaptacja tego znanego dzieła. I choć zapewne można by stwierdzić, że ekranizacji tej baśni mamy aż nadto, to ta jest niczym powiew świeżego powietrza.
Jako że premiera miała miejsce bardzo blisko Królewny Śnieżki i Łowcy, ciężko uniknąć porównania tych dwóch filmów. Nie dość, że Lily Collins jest bez porównania lepszą aktorką niż Kristen Stewart, to jeszcze partneruje jej Julia Roberts w autoironicznej roli Złej Królowej (chociaż po drugiej stronie mamy Charlize Theron, która była zdecydowanie najlepszym, co w Królewnie Śnieżce i Łowcy można było zobaczyć). A do tego Królewna Śnieżka, choć co prawda filmem wysokich lotów nie jest, ma o niebo lepszy scenariusz niż Królewna Śnieżka i Łowca.
Jako że premiera miała miejsce bardzo blisko Królewny Śnieżki i Łowcy, ciężko uniknąć porównania tych dwóch filmów. Nie dość, że Lily Collins jest bez porównania lepszą aktorką niż Kristen Stewart, to jeszcze partneruje jej Julia Roberts w autoironicznej roli Złej Królowej (chociaż po drugiej stronie mamy Charlize Theron, która była zdecydowanie najlepszym, co w Królewnie Śnieżce i Łowcy można było zobaczyć). A do tego Królewna Śnieżka, choć co prawda filmem wysokich lotów nie jest, ma o niebo lepszy scenariusz niż Królewna Śnieżka i Łowca.
Śnieżka to przeszło półtorej godziny naprawdę przedniej zabawy – produkcja aż kipi od humoru, który przypadnie do gustu nie tylko najmłodszym, ale i tym starszym. Wiele tu zagrań utartymi schematami, często wywróconymi na lewą stronę, jak choćby zrobienie z krasnoludków karłów-olbrzymów i postawienie ich w roli odpowiednika grupy Robin Hooda.
Jednak najlepszym, co spotkało ten film, jest właśnie Śnieżka. Śnieżka, której wreszcie pozwolono sterować własnym losem, która bierze wszystko w swoje ręce i staje się… złodziejką, przemieniając się tym samym z zahukanej, nieśmiałej dziewczynki zamkniętej w pałacowej wieży w pewną siebie i odrobinę zuchwałą księżniczkę, która już nie ma oporów, by mówić, że królestwo tak naprawdę należy do niej. Właściwie cała druga połowa filmu opiera się na tych feministyczno-klasowych postulatach i to się właśnie w Śnieżce ceni. Ba, nawet dano jej uratować księcia, odwracając utarty schemat o 180 stopni, chociaż książę trochę się awanturował, by nie zmieniać sprawdzonych rozwiązań, popartych badaniami opinii publicznej.
Jednak najlepszym, co spotkało ten film, jest właśnie Śnieżka. Śnieżka, której wreszcie pozwolono sterować własnym losem, która bierze wszystko w swoje ręce i staje się… złodziejką, przemieniając się tym samym z zahukanej, nieśmiałej dziewczynki zamkniętej w pałacowej wieży w pewną siebie i odrobinę zuchwałą księżniczkę, która już nie ma oporów, by mówić, że królestwo tak naprawdę należy do niej. Właściwie cała druga połowa filmu opiera się na tych feministyczno-klasowych postulatach i to się właśnie w Śnieżce ceni. Ba, nawet dano jej uratować księcia, odwracając utarty schemat o 180 stopni, chociaż książę trochę się awanturował, by nie zmieniać sprawdzonych rozwiązań, popartych badaniami opinii publicznej.
Aspektem filmu, który bez wątpienia zasługuje na wspomnienie i oklaski są kostiumy i scenografia. Może i jest to wszystko odrobinę przerysowane, suknie na ogromnych krynolinach, bogato zdobione, może nawet odrobinę zbyt kontrastowe – przepych wręcz od nich bije. Szczególnie jeśli kreacje postaci damskich zestawimy z postaciami męskimi, które raz po raz tracą ubranie poprzez spotkania z olbrzymimi karłami (swoją drogą wyposażenie krasnoludków w harmonijkowe szczudła był bezbłędny).
Castingowo jest dobrze, widać, że Julia Roberts bawi się przednio, grając Złą Królową, a Lily Collins jest przeurocza jak zawsze. Zamykająca scena, silnie nawiązująca do kina bollywood, łącznie z rytmem i melodią utworu pozwoliła córce Phila Collinsa pokazać, że odziedziczyła również część talentu po ojcu, i na scenie muzycznej pewnie poradziłaby sobie całkiem nieźle.
Castingowo jest dobrze, widać, że Julia Roberts bawi się przednio, grając Złą Królową, a Lily Collins jest przeurocza jak zawsze. Zamykająca scena, silnie nawiązująca do kina bollywood, łącznie z rytmem i melodią utworu pozwoliła córce Phila Collinsa pokazać, że odziedziczyła również część talentu po ojcu, i na scenie muzycznej pewnie poradziłaby sobie całkiem nieźle.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz