Scenariusz: na podstawie autobiografii Anne Wiazemsky
Zdjęcia: Guillaume Schiffman
Ja, Godard to wielki hołd złożony wielkiemu reżyserowi. Jego filmy można lubić lub nie, ale na pewno nie można mu odmówić, że wielkim reżyserem był, a jego wkład w rozwój kina jest niepodważalny. Jeden z przedstawicieli Nowej Fali, który absolutnie zmienił oblicze kina.
Co ciekawe, Godard, wciąż przecież żyjący, nadal nie odważył się w żaden sposób skomentować tego opowiadającego o sobie filmu, mimo że dostał scenariusz od wglądu od Hazanaviciusa, reżysera znanego choćby z Oscarowego Artysty. Podobno określił jedynie sam pomysł na nakręcenie takiego filmu głupim pomysłem.
Jako że obraz oparty jest na biografii jego żony, dość dobrze oddaje jego prawdziwe życie, niejako od wewnątrz – możemy obserwować nie tylko, jakim był artystą, ale ponieważ film skupia się w dużej mierze na związku z Anne Wiazemsky i jego politycznych przekonaniach, również jakim był człowiekiem. Nie tylko wśród znajomych, ale również w domowym zaciszu. Trzeba mieć jednak na uwadze, że to jednak historia opowiedziana z jej perspektywy, pewne aspekty zapewne są w pewien sposób zniekształcone przez jej spojrzenie. Co nie zmienia faktu, że to naprawdę rewelacyjna kreacja rozpadu ich związku.
Akcja obrazu została ulokowana w drugiej połowie lat 60., po nakręceniu i premierze Chinki, w której główną rolę grała właśnie Anne Wiazemsky, kiedy Godard drastycznie zmienił swoje poglądy. Z tego też względu polityka odgrywa w filmie dość znaczącą rolę, ze szczególnym skupieniem się na Maju 1968, czyli rewolucji społecznej, jak rozegrała się we Francji i na jej wpływie na życie i sztukę.
Kreacje bohaterów są rewelacyjnie. Główne skrzypce gra tutaj oczywiście Louis Garrel, w roli Jean-Luca i choć Stacy Martin w roli Anne usilnie stara się dorównywać mu kroku, to właśnie jego kreacja, z ciągłym gubieniem ikonicznych okularów i potykaniem się o własne buty ciągnie film na swoich barkach.
Mnie osobiście najbardziej w tym filmie urzekło jego kolorystyczne dopracowanie. Każda klatka wydaje się hołdem dla Godarda i jego ukochanej triady. Pojawia się też granie z konwencją, tak typowe dla Nowej Fali odejście od stylu zerowego i nagminne łamanie zasady czwartej ściany. Nikogo nie powinny tu więc dziwić komentarze z offu, czy wyciszanie muzyki w trakcie bezpośredniego zwracania się do widza.
Bardzo ważnym elementem tego obrazu jest jego autoironia, szczególnie widoczna w scenie, gdy bohaterowie nago rozmawiają o tym, że uważają, że nagość w filmach nie ma sensu, ale także humor, którego w produkcji nie brakuje.
Mnie ten film urzekł. Urzekło mnie to, jak wielkim hołdem był dla postaci Jeana-Luca Godarda, mimo że nieraz pokazywała go w niezbyt korzystnym świetle. Fanom jego twórczości powinno się spodobać, szczególnie że w filmie znajdziemy mnóstwo odwołań do jego twórczości.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz