20 listopada 2018

#49 Utoya, 22 lipca (Erik Poppe, 2018)

Główna obsada: Andrea Berntzen, Aleksander Holmen
Scenariusz: na podstawie prawdziwych wydarzeń
Muzyka: Wolfgang Plagge
Zdjęcia: Martin Otterbeck

Tragedia na wyspie Utøya trwała długie 72 minuty. 72 minuty obezwładniającego strachu i niebywałej odwagi, 72 minuty oczekiwania na pomoc. Zamach przedstawiony w Utøya, 22 lipca również trwa 72 minuty, a dzięki kręceniu z ręki, dramatycznym zbliżeniom na twarze poszkodowanych, gdzie najgłośniejszym dźwiękiem jest oddech ich głosów i nieopadające napięcie sprawia, że ciężko nie wyjść z kina roztrzęsionym.
Przez to, że zamach miał miejsce z dala od wielkich miast, w mediach przetrwał jedynie jako streszczenia w wiadomościach i dramatyczne relacje ocalałych. Film Erika Poppe pozwala nam jednak spojrzeć na wydarzenia oczami ich uczestników. Główna bohaterka, Kaja, której towarzyszymy przez cały czas jest empatyczna, chce ratować siostrę, narażając siebie i czasami innych na niebezpieczeństwo, wykazuje się wielką odwagą, by chwilę później leżeć na leśnym poszyciu sparaliżowana strachem.


Film otwiera scena, w której Kaja mówi wprost do kamery: Nigdy tego nie zrozumiecie. Bardzo szybko okazuje się jednak, że nie było to do końca typowe łamanie zasady czwartej ściany, bo Kaja rozmawia przez telefon za pomocą niewidocznego na początku zestawu słuchawkowego. Stopniowo wraz z nią zagłębiamy się w obozowisko pełne młodzieży. Kaja sprzecza się z siostrą, która według niej nie okazuje respektu wobec niedawnego zamachu z Oslo i wobec cierpiących i bojących się o swoje rodziny współobozowiczów. Choć temat jest obecny w ich rozmowach i zastanawiają się, czyją właściwie może być winą, wciąż panuje wśród nich względnie wakacyjny nastrój. To wszystko drastycznie się kończy, gdy wkoło zaczynają padać pierwsze strzały. Rozpoczyna się dramatyczna walka o przetrwanie, a bicie serce mimowolnie przyspiesza tempa.
Andrea Berntzen swoją grą aktorską sprawia, że bardzo łatwo zżyć się z bohaterką, której nieustannie towarzyszy kamera. Postać Kai została zbudowana na podstawie relacje tych, którzy przeżyli atak. Nie jest odwzorowaniem losów tylko jednej osoby, ale wielu z nich i dzięki temu oddaje różne postawy, jakie przyjmowali uczestnicy tragicznych wydarzeń.
Dużą siłą filmu jest z pewnością nakręcenie go w jednym ujęciu (nawet jeśli w rzeczywistości sprytnie poukrywane są gdzieś niewidoczne cięcia montażowe) oraz skupienie się wyłącznie na ofiarach. Sam Brevik nie pojawia się jako nic więcej niż odległy cień sylwetki. 


Próba oddania wydarzeń tak świeżych w zbiorowej tożsamości wiąże się z wielkimi oczekiwaniami. Poppe jednak spisał się znakomicie, rewelacyjnie oddając tę nieludzką sytuację – przez cały film czuć namacalne napięcie. I nawet jeśli nie wszystkim się ten film spodobał, bo stwierdzili, że przekracza on pewne granice przyzwoitości, zdecydowanie warto się z nim zapoznać. Choćby po to, by wyrobić sobie o nim opinię.



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x