16 października 2018

#44 Źle się dzieje w El Royale (Drew Goddard, 2018)

Główna obsada: Jeff Bridges, Cynthia Erivo, Dakota Johnson, Jon Hamm, Chris Hemsworth, Lewis Pullman
Scenariusz: oryginalny
Muzyka: Michael Giacchino
Zdjęcia: Seamus McGarvey

Źle się dzieje w El Royale (Drew Goddard, 2018) powinien spodobać się fanom filmów Quentina Tarantino i braci Coen. Skojarzenia z tym pierwszym, przynajmniej w moim odczuciu, są o wiele silniejsze. Nienawistna ósemka (Quentin Tarantino, 2015) przychodzi na myśl przynajmniej kilkukrotnie w trakcie seansu. Nic zresztą dziwnego, skoro filmy również fabularnie mają kilka punktów wspólnych.
W obu przypadkach mamy do czynienia z miejscem, w którym zostaje uwięziona grupa nieznajomych, skrzętnie skrywających przed innymi swoje sekrety. Tak naprawdę jednak to samo miejsce skrywa najmroczniejsze sekrety ze wszystkich. Hotel El Royale działający na granicy dwóch stanów – Kalifornii i Nevady, więc każdy z zatrzymujących się gości może wybrać, w którym stanie chciałby zamieszkać. I choć kiedyś miejsce to było na tyle popularne, że ciężko było znaleźć w nim wolny pokój, lata świetności ma już dawno za sobą, do czego na pewno częściowo przyczyniła się utrata licencji na sprzedaż alkoholu i uprawianie hazardu po stronie Nevady.


Rewelacyjny casting z pewnością stanowi o sile tego filmu. Nie ma tu nietrafionego wyboru – Jeff Bridges jest doskonały jako ojciec Flynn, Jon Hamm świetnie się sprawdza w roli pewnego swojego uroku osobistego komiwojażera (ze względu na osadzenie akcji w scenografii z lat 60. jego wybór nie wydaje się całkowicie przypadkowy), Dakota Johnson niedającej sobie w kaszę dmuchać kobieta, a Chris Hemsworth jako przywódca hippisowskiej sekty, który po raz kolejny pokazał, że nie należy go wciskać do szufladki z napisem bóg piorunów, ponieważ ma jeszcze bardzo dużo do pokazania. A co ważniejsze potrafi podołać postawionym przed nim zadaniom.   


W pozostałych aspektach film również radzi sobie świetnie. Konstrukcja filmu przypomina trochę Nienawistną ósemkę (Quentin Tarantino, 2015) – składa się ona z kilku segmentów, dzięki czemu zyskujemy możliwość zobaczenia tego samego wydarzenia z perspektywy różnym postaci. I choć czasami taki zabieg kończy się kompletną klapą, ponieważ całość staje się dla widza po prostu nużąca, w przypadku Źle się dzieje w El Royale (Drew Goddard, 2018) udało się utrzymać zainteresowanie dzięki temu, że każde spojrzenie bardzo mocno rozbudowuje nam historię, a nie jest jedynie oglądaniem tej samej sceny nakręconej pod innym kątem.
Sama fabuła jest naprawdę ciekawa i wciągająca na tyle, że właściwie nie czuć tych przeszło dwóch godzin spędzonych przed ekranem. Nielinearna narracja zdecydowanie służy filmowi, a dzięki niej intryga rozwija się przed widzem powoli, stopniowo podrzucając mu kolejne tropy. Pozwala to również dobrze zbudować bohaterów, przedstawić ich historię, motywacje oraz cele, do których dążą. 


Warto zwrócić uwagę również na niezwykle dopracowaną scenografię – każdy szczegół hotelu dokładnie oddaje dekadę, z której pochodzi, a to wszystko dopełnia jeszcze doskonale dobrana ścieżka muzyczna. Fani produkcji osadzonych w latach 60. powinni być zachwyceni. Zresztą nie tylko oni. Bo to po prostu diabelnie dobry film, który nie tylko świetnie się ogląda i jest wielką porcją świetnej rozrywki, ale i pozostaje z widzem na dłużej.



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x