Scenariusz: oryginalny
Muzyka: Rich Vreeland
Zdjęcia: Mike Gioulakis
Zwiastun tego filmu zachwycił i oczarował mnie do tego stopnia, że spodziewałam się, że film bez wątpienia będzie 10/10. I w efekcie trochę się zawiodłam, choć z pewnością nie oznacza to, że jest to film zły. Zwyczajnie nie jest aż tak dobry, jak oczekiwałam.
Wpadamy w sam środek życia Sama, granego brawurowo przez Andrew Garfielda, nie mając o nim właściwie żadnego pojęcia. Większość pytań dotyczących samego głównego bohatera zostanie niestety nierozwiązana do końca seansu – kim właściwie jest, skąd się wziął, czym się zajmuje, poza podglądaniem sąsiadek i graniem w Mario, czym płaci za swoje mieszkanie i luksusowy samochód? To jednak nie są najważniejsze pytania tego seansu.
Sam poznaje bowiem Sarę, z którą spędza bardzo przyjemny wieczór na oglądaniu Jak poślubić milionera (Jean Negulesco, 1953) i paleniu zioła. Dziewczyna zawróciła mu w głowie do tego stopnia, że gdy następnego dnia jej mieszkanie okazuje się całkiem puste, zupełnie jakby nikt w nim nie mieszkał, nie potrafi zwyczajnie odpuścić. Zamiast tego rusza w szaleńczą podróż w głąb króliczej nory.
Z każdą sceną atmosfera gęstnieje, lecz nie od strachu, ale od pogłębiającej się paranoi. Co chwila Samowi zostaje podrzucony nowe zagadki jak choćby dziwaczny alternatywny komiks i jego zapatrzony w teorie spiskowe twórca, płyty winylowe, które odsłuchiwane od tyłu, zawierają w sobie sekretne wiadomości, mapy na opakowaniach płatków śniadaniowych czy tajemnicze przyjęcia, które mają swoje drugie dno. Nic więc dziwnego, że Sam tak łatwo wpada w tę spiralę szaleństwa, skoro każdy kolejny trop zdaje się idealnie pasować do układanki.
Film aż buzuje od popkulturowych nawiązań, jak choćby sceny znanej z trailera, w której Sara podpływa do brzegu basenu, na którym po chwili opiera nogę, która jest żywcem przepisana z niedokończonego filmu z Marylin Monroe Something's Got to Give (George Cukor, 1962), nagrywanie filmu z Janet Gaynor, na której grobie Sam obudził się kilka dni później czy nawiązanie do twórczości Lyncha poprzez budowanie charakterystycznego dla niej klimatu. Intertekstualnym aspektem są też same miejskie legendy i teorie spiskowe. Również muzyka odgrywa niezwykle ważną rolę w tej produkcji – czy to początkowe utwory nawiązujące do kina noir z lat 50., twórczość zespołu Jesus & the Brides of Dracula czy kultowe hity lat 90. Nie ma w takiej ilości nawiązań zresztą nic dziwnego – cały film zdaje się odą do pokolenia millenialsów, ale równocześnie zadaje pytanie, jak dalece popkultura wpływa na to, kim jesteśmy. Czy to pokolenie wyglądałoby tak samo, gdyby Smells Like Teen Spirit zostało stworzone jako kompozycją na pianino? Czy nic by się nie zmieniło, gdybyśmy się dowiedzieli, że to wszystko to jedna wielka mistyfikacja? I jak właściwie w takim razie ocenić, co jest prawdą, a co fikcją?
Andrew Garfield szarżuje w Tajemnicach Silver Lake bezbłędnie, idealnie odnajdując się w tym surrealistycznym świecie, doskonale wczuwając się w rolę dwudziestoparoletniego geeka, który ze swojej nieporadności i niezgrabności stworzył element uroku osobistego. Partnerująca mu (choć krótko) Riley Keough, równie dobrze odnajduje się w roli damy w opresji, w swojej kreacji wyraźnie nawiązując do kina klasycznego. A świetne aktorstwo dopełniają śliczne zdjęcia Miasta Aniołów autorstwa Mike’a Gioulakisa.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz