Scenariusz: na podstawie komiksów
Muzyka: Mark Mothersbaugh
Muzyka: Mark Mothersbaugh
Zdjęcia: Javier Aguirresarobe
Jestem zaskoczona tym filmem. Co prawda zwiastuny zapowiadały, że to może być coś dobrego, ale mimo wszystko gdzieś z tyłu głowy kołatała mi się myśl, że ja przecież nie lubię Thora. A tu nagle okazuje się, że to właśnie Thor: Ragnarok, zupełnie niespodziewanie, okazał się jednym z lepszych filmów uniwersum.
Widać, że Marvel załapał, że humor to coś, co się dobrze sprzedaje, na przykładzie Strażników Galaktyki i to właśnie na humor postawił i w swojej najnowszej produkcji. Ale obok humoru dostajemy też wartką akcję i ciekawą fabułę. Byle tylko nie okazało się, że za moment dostaniemy przegięcie w drugą stronę i to, co teraz jest powiewem świeżości, stanie się wtórne i oklepane poprzez wykorzystywanie w każdym możliwym filmie uniwersum.
Akcja produkcji Thor: Ragnarok zbiega się na osi czasu z Kapitanem Ameryką: Wojną bohaterów i tłumaczy, dlaczego w filmie nie pojawił się Thor ani Hulk. Zwyczajnie mieli wtedy swoje własne problemy do rozwiązania. W Thorze pojawia się również cameo Doktora Strange’a, który dostaje swoją własną pulę zabawnych rozwiązań fabularnych, które wykorzystuje na Thorze i Lokim.
Widać duże nastawienie na relacje między bohaterami, co wypada zdecydowanie na plus. Znacznemu rozbudowaniu uległa relacja pomiędzy braćmi, która w tej chwili zdaje się nabierać realnych kształtów wraz z drobnymi wspomnieniami z dzieciństwa i regularnymi przepychankami. Na zauważenie zasługuje też bromace Thora i Hulka/Bannera, który jest diablo zabawny, ale równocześnie nie brak w nim dramatycznych i dojrzałych akcentów. Pozostaje jeszcze Thor i ostatnia z Walkirii, grana przez Tessę Thompson – przemowa speszonego Thora, kiedy orientuje się, kim ona jest, daje nadzieję, że „bycie bohaterem” wreszcie przestanie być kojarzone z typowo męskim „zawodem”.
Zdecydowanie najmocniejszym elementem tego filmu jest wspomniany już humor i ciekawe postacie. Szczególnie należy tu zwrócić uwagę na granego przez Jeffa Goldbluma Arcymistrza, który jest postacią nową. I absolutnie kradnącą każdą scenę, w jakiej się pojawia. Goldblum świetnie się sprawdza w tej komediowej roli władcy planety, na której lądują wszystkie niechciane rzeczy i organizatora rozrywki na kształt dawnych walk gladiatorów. Na tę planetę w wyniku różnych perturbacji trafia Loki, a po nim Thor, który bardzo szybko spotyka dotychczasowego championa, czyli nikogo innego, jak Hulka, który niekoniecznie chce wracać do roli Bannera.
Film oczywiście wygląda dobrze wizualnie. Efekty specjalne jak zwykle są na wysokim poziomie, ale po części ma na to wpływ klasyczne zastosowanie schematu dopełnieniowego, który tak często stosuje się w filmach Marvela. W tym przypadku jest to czerwony na klasycznym znaku Thora, czyli jego pelerynie oraz zielony, który jest za to symbolem Lokiego i Hulka. Świetnie współgra z tym wszystkim muzyka, a przede wszystkim utwór Led Zeppelin Immigrant Song znany już ze zwiastunów, który naprawdę rewelacyjnie podkreśla sceny, którym towarzyszy.
Film nie jest jednak bez wad. Zdecydowanie najsłabszym jego elementem jest występ Anthony’ego Hopkinsa. Choć oczywiście nie chodzi tu o jego grę aktorską, a niezwykle słabe rozpisanie fabuły. Postać Odyna pojawia się powiem tylko po to, by oznajmić swoim synom, że mają siostrę, którą uwięził, ale teraz umiera, dlatego nie może już dłużej nad nią panować, a kiedy wreszcie wyjdzie na wolność i dotrze do Asgardu, jej siła będzie niepokonana, po czym zamienia się w chmurę złotego pyłu. Jestem przekonana, że można było zrobić to odrobinę lepiej.
Drugim słabym punktem jest niestety postać Heli, która, choć bardzo ciekawa i mająca ogromny potencjał, dostała niezwykle mało czasu antenowego, przez co nawet nie udało jej się w pełni rozwinąć. Na backstory składa się jedno zdanie streszczenia, które wypowiedział Odyn. Później dostaniemy jedynie krótkie migawki, w których opowiada o tym, jak to kiedyś było lepiej i jak bardzo zmienił się Odyn.
Całość filmu wypada zdecydowanie na plus – oferuje świetną rozrywkę, a wiele aspektów filmu jest zrobiona naprawdę porządnie. Niemalże każda scena i większość dialogów jest naładowana dowcipem, przez co produkcję niezmiernie przyjemnie się ogląda, choć komediowość nie przesłania ani nie zastępuje fabuły.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz