Z okazji rozpoczętych wakacji, prezentuję Wam dwadzieścia filmów, które rozgrywają się w wakacyjnych lokacjach. Wypełnione pięknymi krajobrazami i gorącym słońcem. Większość z nich jest lekka, idealna na wakacyjny odpoczynek, choć nie wszystkie.
Jako że dwadzieścia to dość dużo, zestawienie podzielę na dwie części. Poniżej część pierwsza. Kolejność zgodnie z datą premiery.
1. Rzymskie wakacje (William Wyler, 1953)
To niezwykle klimatyczny, czarujący film z uroczą parą głównych bohaterów granych przez Audrey Hepburn i Gregory’ego Pecka. Piękne kostiumy, aktorstwo i wspaniałe czarno-białe zdjęcia Wiecznego Miasta, co tylko sprawia, że są piękniejsze. Oglądany przed wyjazdem do Rzymu, pozwala się później zachwycać tym, że zwiedzamy te same miejsca, co bohaterowie. Oglądany po wyjeździe przywołuje wspomnienia, ponieważ księżniczka Anna i Joe Bradley odhaczają najważniejsze zabytki miasta. To bardzo przyjemne, lekkie kino, z oryginalnym, choć nietypowym dla gatunku jakim są komedie romantyczne zakończeniem. No i nie zapominajmy, że zalicza się do filmowej klasyki, a kilka scen przeszło do historii kina (jak choćby scena przy Ustach Prawdy, która, co ciekawe, była improwizowana, a reakcja Audrey Hepburn jest w niej całkowicie naturalna) i wielokrotnie się do nich odnoszono.
2. Amerykanin w Paryżu (Vincente Minnelli, 1951)
Ten musical z plejadą gwiazd, całkiem słusznie zdobył sześć Oskarów, pokonując naprawdę silnych kandydatów, jak Tramwaj zwany pożądaniem i Miejsce pod słońcem. Obraz zawiera kilka przełomowych numerów muzycznych oraz tanecznych. Ciężko mi uwierzyć w to, że film dziś wydaje się być spychany gdzieś na margines tych najlepszych musicali w historii, dość rzadko pojawiając się w różnego rodzaju zestawieniach. Będzie więc w tym, bo niewątpliwie warto się z tą pozycją zapoznać.
3. Słodkie życie (Federico Fellini, 1960)
Druga i ostatnia na liście produkcja w czerni i bieli. Zdecydowanie należy do moich ulubionych. Ten obraz Felliniego ma to do siebie, że opowiada przede wszystkim o Rzymie i jego mieszkańcach. Co prawda nie jest to aż tak lekka pozycja jak dwie poprzednie, ale gorąco polecam. Choćby dla niezwykle kultowej sceny, w której Anita Ekberg tańczy w fontannie di Trevi.
4. Szalony Piotruś (Jean-Luc Godard, 1965)
Klasyczna pozycja francuskiej Nowej Fali. Pięknie zgrana kolorystycznie (zdecydowana większość kadrów to kolorystyczna triada, jeden z trudniejszych do osiągnięcia schematów kolorystycznych), z kilkoma wspaniałymi kwestiami, co wypada zauważyć szczególnie z tego powodu, że film był w dużej mierze improwizowany. Może trochę gorzki i niepoważny, ale z pewnością wart obejrzenia.
5. Angielski pacjent (Anthony Minghella, 1996)
Przyznaję się bez bicia – do tej ekranizacji podchodziłam dwa razy. Dlatego jeśli wam też nie podejdzie pierwsza scena, to radzę ją przeczekać, bo potem film jest już miodzio. Wspaniała historia (prace nad scenariuszem trwały 4 lata!). Rewelacyjna obsada: Ralph Fiennes, Juliette Binoche, Willem Dafoe, Kristin Scott Thomas, Colin Firth. Dziewięć Oscarów, chyba mówi samo za siebie – co było zresztą największym zwycięstwem od 1987 roku. To idealna mieszanka emocji, rozgrywająca się na dwóch planach. Jednym w roku 1943 w opuszczonym klasztorze, gdzie wojskowa pielęgniarka Hana zostaje by zaopiekować się poparzonym pacjentem. Drugi plan wyłania się z jego wspomnień. Rozgrywa się u schyłku lat 30. na pięknie sportretowanej pustyni północnej Afryki i przedstawia grupę kartografów. Film w piękny sposób opowiada o trudnej miłości, jeszcze trudniejszych decyzjach i tym, jak wpływają one na otaczających głównych bohaterów ludzi.
6. Utalentowany pan Ripley (Anthony Minghella, 1999)
To moje stosunkowo świeże odkrycie. Gorąco polecam. Ten aktorski kwartet – Matt Damon, Jude Law, Gwyneth Paltrow i Cate Blanchett – jest po prostu cudowny na ekranie. Do tego wspaniałe włoskie krajobrazy, no i Rzym. Historia wciągaja, intryguje i trzyma w napięciu. Zwroty akcji i zagadkowość sprawia, że ciężko się od produkcji oderwać. Plus bardzo ładne oddanie lat 50.
7. Asterix i Obelix: Misja Kleopatra (Alain Chabat, 2002)
Jak nie lubię dubbingowanych filmów aktorskich, tak ten jest wyjątkiem potwierdzającym regułę – jest wprost wyśmienity i obecnie nie potrafię sobie wyobrazić, że mogłabym obejrzeć go w innej wersji językowej. Doskonała zabawa dla całej rodziny, wiele z dialogów przeszły na stałe do codziennego języka moich bliskich (choć jestem przekonana, że nie tylko mojej). Produkcja gwarantuje świetną rozrywkę za każdym razem, gdy do niego wracamy, obserwując wysiłki Asterixa, Obeliksa i Numernabisa, by zbudować pałac dla Cezara na czas.
8. Dobry rok (Ridley Scott, 2006)
A to już absolutny must-watch. Zacznę może od muzyki, szczególnie utworów skomponowanych na potrzeby produkcji, która jest absolutnie wspaniała – wciąż zdarza mi się do niej wracać, a film widziałam aż sześć lat temu. Zjawiskowa Marion Cotillard i rewelacyjny Russell Crowe, a także jego „młodsza wersja”, w która wcielił się młody Freddie Highmore, grający w przeuroczy sposób. Zdjęcia portretują urokliwą Prowansję, co widać tym bardziej przez kontrast z zimnym Londynem, a stary, zapuszczony dom i winiarnia, mają unikalny klimat.
9. Mamma Mia! (Phyllida Lloyd, 2008)
A na koniec dwa musicale. Myślę, że tytułu Mamma Mia! nie trzeba nikomu przedstawiać. Reklama filmu była bardzo głośna i nic dziwnego, bo zaangażowano do niego prawdziwą śmietankę aktorską: Meryl Streep, Pierce Brosnan, Colin Firth, Stellan Skarsgård, i towarzyszący im aktorzy młodszego pokolenia, jak choćby Amanda Seyfried czy Dominic Cooper. Jeśli dodamy do tego roztańczony klimat lat 70. i cudowne widoki greckich wysp… cóż, to przepis na kinowy hit.
10. Nine - Dziewięć (Rob Marshall, 2009)
Ten film nawiązujący do twórczości Felliniego, a w szczególności Osiem i pół, niezwykle przypadł mi do gustu. To dzieło prezentuje bardzo ciekawą formę, ponieważ zamiast typowego remake’u, postanowiono zaadaptować fabułę oryginału do nowej formy musicalu, która, co tu kryć, niezmiernie temu obrazowi służy. Gwiazd jest tu mnogość, bo właściwie każda ważniejsza rola została zagrana przez aktorów i aktorki wielkiego formatu (Daniel Day-Lewis, Marion Cotillard, Penélope Cruz, Nicole Kidman, Judi Dench, Sophia Loren), a jeśli dodamy do tego jeszcze reżysera w postaci Roba Marshalla, który odpowiadał również za nagrodzone Oscarem Chicago (2002)… To dosłownie uczta dla oczu i uszu. I tylko szkoda, że zjawiskowa Marion ostatecznie nie otrzymała Oscara za swoją piosenkę, ponieważ moim zdaniem zdecydowanie na to zasłużyła.
Brak komentarzy
Prześlij komentarz