8 lipca 2018

#32 The Titan (Lennart Ruff, 2018)

Główna obsada: Sam Worthington, Taylor Schilling, Noah Jupe, Tom Wilkinson
Scenariusz: na podstawie historii Arasha Amel  
Muzyka: Fil Eisler
Zdjęcia: Jan-Marcello Kahl

The Titan nie jest filmem dobrym. Nie jest niestety nawet filmem przeciętnym, jest po prostu bardzo słaby. Podstawowym problemem tej produkcji jest bardzo kiepski scenariusz. Zawiera on wiele dziur logicznych, które boleśnie odzierają go z wiarygodności. Niestety nie ma w tym filmie żadnego elementu, który mógłby jakoś widza zachwycić i zatrzymać. Dlatego jestem pewna, że prawie każdy bardzo szybko o nim zapomni.


Pomysł na fabułę nie jest odkrywczy, wręcz przeciwnie, podobne historie wzięliśmy już wiele razy na dużym i małym ekranie. Gdy ludziom prawie udało się doszczętnie zniszczyć Ziemię, grupa specjalnie wyselekcjonowanych żołnierzy bierze udział w specjalnej misji, która ma umożliwić na zasiedlenie innej planety – w tym przypadku tytułowego Tytana, największego księżyca Saturna. Cały szkopuł polega na tym, że Tytan nie bardzo nadaje się do zamieszkania – niby jest atmosfera, i niby są jeziora, ale co z tego, skoro w powietrzu nie ma tlenu, a w zbiornikach wodnych znajduje się płynny metan. Dlatego, aby umożliwić rasie ludzkiej przeżycie, zamiast terraformować Tytana, postanowiono zmodyfikować człowieka, tak, aby mógł przeżyć w tych trudnych warunkach. Oczywiście modyfikacje ludzkiego DNA to nic pewnego i rezultaty są nie do przewidzenia. Mimo to przez cały film biorącym udział obiecują, że eksperyment jest całkowicie bezpieczny (mimo że równocześnie mówią, że część z nich prawdopodobnie nie przeżyje, a na potwierdzenie swoich słów mają broszurki!). Jak można się domyślić, historia nie kończy się najlepiej.
Gra aktorska wygląda, jakby nawet aktorzy nie wierzyli w prawdopodobieństwo tego scenariusza. Zarówno Sam Worthington, jak i Taylor Schilling, grająca jego żonę czy profesor Martin Collingwood (Tom Wilkinson) dają bardzo mierny występ. Efekty specjalne również nie powalają. Szczególnie wizualizacje Tytana wypadają wyjątkowo słabo. Również modyfikacje ciała, jakie przychodzą bohaterowie, nie wyglądają zbyt realistycznie.


Do tego wszystkiego już u samej podstawy historii, czai się wielka dziura fabularna. W jednej z pierwszych scen dowiadujemy się, że prawdopodobnie mało kto z biorących udział w badaniu osób przeżyje – wynika to z nieprzewidywalności mutacji. Równocześnie jednak główny bohater ciągle nas zapewnia, że robi to wszystko, by uratować swoją rodzinę. Również profesor, organizator całego przedsięwzięcia, zapewnia nas, że to wszystko ma na celu późniejsze zaludnienie Tytana. Ale jak niby chce umożliwić przesiedlenie ludzkości na inną planetę, jeżeli już na starcie wie, że konieczne modyfikacje, w wyniku których przetrwa zaledwie kilka procent populacji? To pozostanie niewyjaśnioną tajemnicą. Już chyba lepszym pomysłem było skupienie się na terraformowaniu. Może i byłoby to bardziej czasochłonne, ale z pewnością na dłuższą metę okazałoby się dla nas rozsądniejsze. No, chyba że profesor Collingwood po prostu chciał sobie poeksperymentować.
Netflix niestety po raz kolejny się nie popisał, a jedynie umocnił teorię, że filmów, w przeciwieństwie do seriali, to on robić nie umie.


Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x