3 września 2018

#39 Mroczne umysły (Jennifer Yuh Nelson, 2018)

Główna obsada: Amandla Stenberg, Harris Dickinson
Scenariusz: na podstawie powieści
Muzyka: Benjamin Wallfisch
Zdjęcia: Kramer Morgenthau

Mroczne umysły to przedłużenie trendu na postapokaliptyczne historię Young Adults, po Igrzyskach śmierci, Niezgodnej i Więźniu labiryntu oraz mniej udanych Piątej fali czy Dawcy pamięci. Najnowsze dzieło niestety zalicza się do tej drugiej kategorii. Można by próbować zrzucić winę na zmęczenie materiałem – ostatecznie pierwowzory powstawały w zbliżonym do siebie czasie, w przypadku ekranizacji podobny precedens już nie wystąpił.


To jednak nie jest główny powód niepowodzenia adaptacji powieści Alexandry Bracken – historia ma swoje słabe momenty, a film tylko je pogłębia. Początkowemu wyjaśnieniu świata przedstawionego brakuje polotu, jest za to bardzo toporne, w innych miejscach natomiast jakakolwiek ekspozycja bardzo by się przydała, na przykład w wątku romantycznym, który właściwie spada na widza jak rozpędzona cegłówka.
Brakuje też jakiegokolwiek sensownego wprowadzenia do świata przedstawionego. Bo to, co opowiada na początku główna bohaterka to jednak trochę mało. Skąd się wzięła tajemnicza choroba, dlaczego lepiej zamknąć dzieci w obozach pracy niż je ukrywać w domach czy próbować umiejętnie korzystać ze swoich nowych umiejętności, kto właściwie walczy z kim i dlaczego… To pozostanie zagadką. Oczywiście część z tych wątków może zostanie rozwinięta w kolejnych odsłonach, o ile powstaną. W efekcie fabuła jest relatywnie zrozumiała dla czytelników pierwowzoru, ale ostatecznie przecież nie tak powinno to działać. Zresztą, niektóre rzeczy i w powieści pozostają tajemnicą. A już tego, dlaczego dorośli tak bardzo boją się „zielonych”, czyli nieletnich geniuszy, by aż zamykać ich w obozach, tego chyba nigdy nie zrozumiem. Cóż rzec, logika nie jest mocną stroną tego widowiska. A im dalej w las, tym gorzej.  

Niestety aktorsko film również wypada dość miernie. Odtwórczyni głównej roli, Amandla Stenberg, nie przekonuje swoją grą, ponieważ momentami nie potrafi pokazać emocji targających jej postacią. Część z tych problemów wydaje się jednak wynikać bardziej z mankamentów scenariusza i nie najlepszego prowadzenia przez reżyserkę niż z jej umiejętności aktorskich. Pozostali odtwórcy również mają podobne problemy – ciężko uwierzyć w miłość Liama (Harris Dickinson) czy strach i zakłopotanie matki głównej bohaterki (Golden Brooks), co tym bardziej ciąży filmowi, że uniewiarygadnia bardzo ważny punkt zwrotny w historii. Trochę lepiej wypadają na tym tle Skylan Brooks w roli nastoletniego geniusza, Miya Cech jako zamknięta w sobie Suzume oraz Patrick Gibson jako syn prezydenta, Clancy Gray.
Film nawet nie stara się kryć z tym, że jest skokiem na kasę i już w pierwszej części bez skrępowania pokazuje, że czekają nas kolejne odsłony. Czy koniec końców powstaną, nie wiadomo. Nie spodziewam się jakiegoś skoku jakości sequeli, bo z pomocą dobrych scenarzystów już w przypadku Mrocznych umysłów można było naprawić niedociągnięcia materiału źródłowego i wypuścić coś o wiele lepszego niż to, co ostatecznie powstało. Tej możliwości jednak nie wykorzystano.  

Może rzeczywiście czas dystopii dla młodych dorosłych przeminął. A może zwyczajnie Mroczne umysły są po prostu słabym filmem.



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x