25 lutego 2018

#27 Butterfly kisses (Rafał Kapeliński, 2017)

Główna obsada: Theo Stevenson, Liam Whiting, Byron Lyons, Rosie Day
Scenariusz: oryginalny
Muzyka: Nathan W Klein
Zdjęcia: Nick Cooke

Absolutnie zauroczona stylistyką czarno-białego zwiastuna, który mówił o filmie jeszcze mniej, niż jednozdaniowy opis fabuły zamieszczony na filmwebie, z niecierpliwością starałam się jakoś do filmu dotrzeć. I wreszcie się udało, choć wymagało to małej wyprawy do centralnej Polski, film był bowiem grany w ramach łódzkiej Cinergii.
Nie zrażało mnie, że właściwie do końca nie wiem, na co idę. Do tego stopnia byłam zafascynowana klimatem filmu, że jakoś szczególnie nie starałam się wyszukiwać informacji dotyczących fabuły. A Kryształowy Niedźwiedź na festiwalu filmowym w Berlinie, jak również polskie pochodzenie reżysera tylko podsycało moją ciekawość. 



Butterfly Kisses okazało się filmem nie tylko o trudach dorastania i odkrywania własnej seksualności, ale i walce z samym sobą, gdy okazuje się, że ta seksualność wychodzi poza przyjęte normy. Nie tylko społeczne, ale i prawne.
W trakcie niespełna półtorej godziny przychodzi nam śledzić Jake’a (Theo Stevenson) oraz jego przyjaciół:  Kyle’a (Liam Whiting) i Jarreda (Byron Lyons) w ich prywatnym londyńskim świecie. W świecie, gdzie każdy dzień wydaje się podobny do poprzedniego, wypełniony używkami, seksem i pornografią. I choć bohaterowie spędzają ze sobą większość czasu, nie wiedzą o sobie wszystkiego. Każdy z nich ma swoje demony, ale demony dręczące Jake’a są chyba największego kalibru.
Film poza próbą pokazania rodzenia się niezdrowej obsesji, jest niejako próbą zastanowienia się, czy rzeczywiście wszystkich rzeczy możemy się domyślić. Czy tak naprawdę znamy naszych bliskich? Film stawia dość dobitną tezę, że niektórych rzeczy dowiadujemy się, dopiero kiedy jest już za późno.
Dość ważnym wątkiem jest też pokazanie ciągłego przesuwania granicy, a także społecznego przyzwolenia na czyny prawnie zakazane. Co ciekawe reżyser zdaje się nie oceniać swoich bohaterów, a raczej pokazać, że nie wszystko na świecie jest czarno-białe (co jest dość ciekawym zabiegiem w kontekście palety kolorystyki filmu). Pozostawia też naprawdę spore pole do interpretacji dla widza. 


Duże brawa zasługują w obrazie zdjęcia Nicka Cooke’a, które są niezwykle przemyślane, niemalże sterylne – świetnie po nich widać, że ich autor doskonale odnajduje się w achromatycznej stylistyce. Duża ilość zbliżeń również zdecydowanie działa na korzyść filmu. Świetne zdjęcia dopełnia rewelacyjny montaż, który pięknie oddaje klimat filmu. Pracę kamery doskonale podkreślał również soundtrack skomponowany przez Nathana W Kleina – w Butterfly Kisses było wiele scen bez podkładu muzycznego, więc gdy już się pojawiał, o wiele mocniej oddziaływał na widza, niż gdyby ścieżka dźwiękowa była stale w tle.
Jak na debiut, choć bardzo późny, film zdecydowanie wart obejrzenia i chwili refleksji. 



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

© Agata dla WioskaSzablonów | Technologia blogger. | Malihu
x